dexterkrak
|
Wysłany:
Pią 11:45, 23 Cze 2006 Temat postu: m16 |
|
W roku 1960 na fotelu prezydenta USA zasiadł J. F. Kennedy - człowiek młody i otwarty na nowe pomysły. Wraz z nim do Białego Domu weszła nowa ekipa rządząca. Sekretarzem obrony został Robert McNamara, z wykształcenia matematyk. Wykształcenie nowego sekretarza spowodowało, że był on bardziej otwarty na nowości w dziedzinie uzbrojenia niż jego poprzednicy. Szybko stwierdził, że niedawno wciśnięty wojsku przez ekipę Eisenhowera karabin M-14 jest karabinem nieodpowiadającym współczesnemu polu walki i zlecił rozpoczęcie prac nad nowym karabinem oznaczonym jako SPIW (Special Purpose Indiwidual Weapon). Nowa broń miała być gotowa w przeciągu 4 lat, a jej zasada działania była wręcz rewolucyjna. SPIW miał strzelać zamiast standardowymi nabojami, strzałkami stabilizowanymi brzechwowo. Szybkostrzelność w serii trzystrzałowej miała wynosić 2000 strz/min. Tymczasem USAF (siły lotnicze) zaczęły poszukiwać nowej broni dla swoich oddziałów wartowniczych wyposażonych w przestarzałe karabinki M2. Wzrok wojskowych padł na karabin AR-15 - lekki, stabilny w ogniu seryjnym, wydawał się być idealnym rozwiązaniem. Tym samym karabinem zainteresowały Siły Specjalne, będące akurat w delegacji w Wietnamie.
Entuzjastyczne raporty dostarczone przez Zielone Berety spowodowały, że siły lądowe zaczęły też domagać się tej broni. Tymczasem prace nad karabinem XXI-go wieku SPIW postępowały tak dobrze, że McNamara wydał polecenie zaprzestania produkcji karabinu M-14. W tym samym czasie do Zielonych Beretów do Wietnamu zaczęły dołączać się kolejno: Piechota Morska, Siły Powietrzne, Marynarka Wojenna i wreszcie Siły Lądowe. Amerykański kontyngent w Wietnamie rósł jak ciasto w piekarniku.
Wojna w Wietnamie to była wojna pełna zasadzek, pogoni, a wymiana ognia była krótkotrwała i na małej odległości, cele pokazywały się na ułamek sekundy i zaraz znikały w dżungli. Potrzebna była broń o możliwości szybkiego oddania celnej serii strzałów na krótkim i średnim dystansie, stabilna w ogniu seryjnym, lekka i poręczna. Wojska nie potrzebowały broni zdolnej do rażenia na kilometrowe odległości jak M-14, który do tego kopał jak smok, a serie słał panu Bogu w okno. Amerykańscy żołnierze zaczęli domagać się broni (o zgrozo) na miarę AK, o którego zabójczej skuteczności przekonali się na własnej skórze.
I właśnie wtedy wszystko się posypało. SPIW, który w warunkach laboratoryjnych działał rewelacyjnie, w polu pierwsze co robił to... zacinał się. A produkcja M-14 jak pamiętamy stanęła. Wojska w polu domagały się coraz natarczywiej i nieprzebierając w słowach nowego karbinu. Tymczasem nie dość, że Departament Obrony USA nie miał takiego karabinu, to okazało się, że w ogóle brakuje karabinów. Braki wystąpiły w takich ilościach, że rozważano nawet zakup FN-FAL'ów w Kanadzie lub Belgii. Ostatecznie przeważyła jednak duma narodowa i zdecydowano się na jak to określono: "tymczasowy zakup" 100.000 sztuk karabinu AR-15 i wysłanie go do będących w potrzebie żołnierzy amerykańskich. Zakup 100.000 sztuk karabinu na nabój pośredni wywołał burzę wśród sojuszników USA, którzy to zaczeli domagać się wyjaśnień, dlaczegóż to Amerykanie wprowadzają teraz do uzbrojenia karabin na niestandardową amunicję NATO skoro wcześniej tak ją krytykowali i wmusili wszystkim nabój 7.62x51. Amerykanie, jak to oni, zaczęli coś bełkotać, głuypawo się uśmiechać i ogólnie robili dobrą minę do złej gry. Efektem było gwałtowne odgrzebywanie przez sojuszników NATO-wskich zarzuconych (z powodu nacisków USA) projektów nad karabinami na amunicję pośrednią.
Tymczasem dowódca wojsk amerykańskich w Wietnamie gen. Westmoreland publicznie na oczach milionów amerykanów oświadczył, że nie zakupienie do tej pory karabinu AR-15 było jawnym sabotażem. W tej sytuacji Kongres zmusił armię do zakupu tego karabinu i już pod oficjalnym oznaczeniem M-16 wysłano ją zdenerwowanemu generałowi.
Dla walczących żołnierzy nowy karabin był jak manna z nieba. Lekki, poręczny, umożliwiający oddawanie bez bólu (dosłownie) celnych serii w ogniu seryjnym oraz zabieranie dwukrotnie więcej amunicjii niż przy M-14 (a i tak mimo tego wychodziło, że niosło się parę kilogramów mniej ) wydawał się bronią wręcz idealną. Jednak dość szybko żołnierze zaczeli wracać do starych M-14 (niektórzy w rozpaczy zaczęli posługiwać się po prostu zdobycznymi AK). Powodem było masowe zacinanie się M-16 po krótkim okresie użytkowania i to tak, że ni cholery nie szło tego diabelstwa odblokować. Przyczyną takiego stanu rzeczy było zastosowanie zamiast prochu dwuskładnikowego nowej generacji, prochu IMR, który w mniejszym stopniu pochłaniał wilgoć (co w warunkach walki w tropiku było wielkim plusem), ale za to wydzielał znacznie więcej stałych produktów stałego spalania czyli nagaru. A, że broń reklamowano jako samoczyszczącą się, więc nikt jej nie czyścił, no i karabin potrafił się zakleić do tego stopnia, że nawet po zwrocie do fabryki nie potrafiono go odblokować. We wspomnianym AK jeśli już do tego by doszło i zamek w wyniku zanieczyszczeń nie dokmknął by się, wystarczyło by uderzyć w rączkę zamkową dopychając tym samym zamek. Niestety w M-16 rączka zamkowa spoczywa nieruchomo w czasie strzelania i kontaktowała się z zamkiem jedynie w czasie jego odciągania. Zaopatrzono zatem M-16 w urządzenie zwane ręcznym dosyłaczem zamka i tak wyposażony karabin opatrzono oznaczeniem M16A1. W warunkach walki w dżungli ujawniły się kolejne wady i zalety nowej wersji M-16.
Okazało się, że jedną z nich była, o ironio, jego stabilność w ogniu maszynowym oraz niewielka masa pocisku naboju 5.56x45 NATO, który z jednej strony powodował, że broń w ogniu maszynowym była stabilna i nawet słabi fizycznie strzelcy byli w stanie utrzymać lufę na linii celowania, z drugiej jednak strony lekki pocisk ulegał odchyleniu na każdej gałązce. Połączenie tych dwóch cech dawało niesamowity rezultat: Amerykanie (oficjalnie) aby zabić jednego Wietnamczyka zużywali od 200000 do 300000 szt amunicji. W efekcie kolejna modyfikacja M-16 oznaczona jako M16A2 może strzelać jedynie ogniem pojedynczym oraz seriami trzystrzałowymi. W M-16A2 ujednolicono też obie nakładki na lufę, po czym najłatwiej rozpoznaje się tę wersję M-16.
I w taki oto sposób AR-15 z karabinu "prowizorki", który miał jedynie "na chwilę" zastąpić karabin M-14 stał się przepisową bronią wszystkich rodzajów wojsk USA i nie widać na horyzoncie broni, która miała by go zastąpić. Na zakończenie mogę powiedzieć, że karabin M-16 nadal pozostaje bronią bardzo dobrą i niezawodną, ale jedynie pod warunkiem bardzo troskliwej pielęgnacji na którą w warunkach bojowych po prostu niekiedy nie ma czasu. |
|